10 polskich mixtape’ów roku 2023

Definicja rapowego mixtape’u zupełnie się zatarła – tak będą krzyczeć hiphopowi puryści. I będą mieli rację. Po pierwsze – to już najczęściej nie na kasetach. Po drugie – zwykle bez didżejskiego miksu lepiącego nagrania w całość. Dlaczego więc w ogóle wyróżniać taką kategorię?

Cóż, choćby dlatego, że artyści sami to czynią, chcąc nawiązać do wielu wydawnictw, które miło im się kojarzą, ale też zasygnalizować odbiorcom, żeby nie oczekiwali właściwej albumom zwartości i spójności po luźnym zbiorze utworów. Dla mnie w porządku, traktuję to jako okazję do przemycenia w podsumowaniach większej porcji ksywek, tytułów, muzyki.

10. Dj Taek – „BORon Remixtape”

To nie dlatego, że nie mogłem się doczekać starych nawijek m.in. Kubiszewa, Lipy, Lubina i Olsona na nowych bitach. To dlatego, że przyjemnie zacząć od mixtape’u, który podpisuje didżej. A że ten didżej sam zremiksował i to artystów spod jednej, przynależnej Paluchowi bandery – tym lepiej, tym bardziej jest to wyprawa do czasów nieco innej muzycznej kultury. DJ Taek mierzył ze swoim wydawnictwem w środek lata i tak właśnie to brzmi, wakacyjnie. Nie dość, że selekcja jest dość „rozśpiewana”, to nowe wersje ujmują ciężaru niezależnie od tego, czy to drum’n’bass, synthwave, dancehall bądź trap.

9. „ENZO MIXTAPE (hosted by Raakysz)

To jest mixtape, w który nie należy się wsłuchiwać za mocno. Za to ma nie tylko tempo (szarpane), ma też temperaturę (wysoką). Jest tu życie, i to na krawędzi, co może być ciekawe, zwłaszcza dla tych, których spokojna i stabilna egzystencja nie zakłada nocnych wypadów na warszawski Wawer i przykładania ucha tu i tam. Bonus RPK łączy się tu z Rogalem DDL (w osobie Enzo), drill z wypaczoną, niskojakościową elektroniką, stolica z egzotycznymi, imigranckimi naleciałościami, a wszystko to hojnie przyprawione tym, co pozwala ludziom w betonie łatwiej wytrwać. Bardziej doświadczenie do przeżycia niż muzyka do raczenia się.

8. Kościey – „Koledzy Andrzeja mixtape”

Kościey bierze wolne od zwartych konceptów towarzyszących jego wydawnictwom i zaprasza znajomych z różnych pokoleń i różnych stylistyk, często na takie bity, na które by się sami nie wprosili. Dużo tu trapu – i tego w wersji afro, i tego ciężkiego, skręcającego w cloud, choć zdarzy się trochę phonku, lo-fi, coś bardziej klasycznego. Zaproszeni – od Jota do Jerzyka Krzyżyka, od Kidda do Young Ahonena – wypadają osobliwie. Ktoś nawija o życiu, ktoś o grach, ktoś wspomina i szczerze pisząc, ciężko się na tym skupić, zwłaszcza że sam gospodarz jest w numerach trochę obok, nie scala ich, to bardziej zderzenia niż spotkania (co też ma swój walor poznawczy). Trzeba jednak przyznać, że Kościey niczego się muzycznie nie boi i – niezależnie od personelu – jest bohaterem we własnych nagraniach, tyleż intymnych, co nieprzeniknionych.

7. „club 2020 mixtape”

Po raz nie wiadomo który: less is more. W porównaniu do albumowego „club 2020” jest tu mniej minut, mniej utworów, mniej ludzi – Szczyl występuje częściej niż Young Leosia czy Otsochodzi, zaś Oskara bądź Okiego nie ma w ogóle. Wyszło to z pożytkiem dla całości, dla chemii. Nie wiem, może zasugerowałem się najbardziej przebojowym w zestawieniu „Daj k… miodu”, ale choć nie dopadł mnie żaden alfons bartnik, po prostu lepi się bardziej – gadki do bitów, zwrotki do siebie. Trzon stanowią Dwa Sławy, ze swoją reprezentacją w 75 proc. kawałków. Wszystko wydaje się tu tworzone według recepty z jednego z refrenów: Zróbmy taki numer, żeby klikał się na cyfrze od premiery / Zróbmy taki numer dla laika, ale też dla konesera. I to właściwie się udaje. W dużej mierze dzięki producentom (Odys, Returnersi, Skrywa, Atutowy, luokhan), którym wychodzi brawurowy house, psychodela, wycieczki po wyspach: od brytyjskich po te bardziej tropikalne.

6. O.S.T.R. – „042 Requiem Mixtape”

Pojawia się na tym mixtapie postać Szczepana Twardocha, ale nie da się ukryć, że literat by powieści na podstawie tego wydawnictwa nie napisał. Adam „O.S.T.R.” Ostrowski jest bardziej jak statystyczny Jan Kowalski po czterdziestce – lubi niestosowne dowcipy, populistyczne obserwacje, wspominki w kontrze do obecnych, zepsutych czasów. Wciąż umie jednak nagrać nośny numer na patencie („Niekoniecznie”), zszyć ładnym podwójnym rymem poważniejszy temat („Guantanamo”) i popłynąć na beztroskim funky („4 powody”). 79 minut Ostremu już nie oddam, ale czterdzieści z haczykiem mogę, zwłaszcza że dużo tu samplingu jak z najlepszego momentu Noona i Waco, jest całkiem filmowo.

5. Kolektyw Fala – „FALA MIXTAPE vol.2”

Patrzysz na skład Kolektywu Fala i widzisz dużo zagranicznych ksywek. Ale spokojnie, są z Gniezna. Ich siłą jest przenikanie: trapu z klasycznym nawijaniem, wersów oddających emocje i chwilę z dokręconymi jak śrubki punchlines, jazzowych sampli z potokami hi-hatów. Potrafią zaskoczyć, jak np. w „Jakbyś pytał (AYO)”, gdzie teoretycznie przydałby się dancehallowy riddim, który te buńczuczne zwrotki poniesie, ale trafia się kontrastowy bit, który je zamiast tego studzi, co daje ciekawy efekt. Już na początku „FALA MIXTAPE vol. 2” jeden z raperów obwieszcza, że po raz pierwszy czuje się tak pewny siebie i pewności może rzeczywiście jest więcej, choć wydaje się, że poprzednie wydawnictwo było lepiej zbilansowane, a do tego dochodził efekt zaskoczenia. Nadal jest czego posłuchać, idea kolektywu pozostaje żywa, choć „Kokoszka” z Belmondawg to duży zawód, a od paru partii śpiewanych zęby jednak bolą.

4. Wiśnia Bakajoko – „Świątynia Rapu Mixtape”

Rap uliczny, ten związany z przemysłowymi dzielnicami, nieoficjalnymi zarobkami i całym spisem zakazów i nakazów, przez wiele, zbyt wiele lat kojarzył się ze smutkiem łysych pał, złowrogim szelestem dresów oraz brakiem dystansu do wszystkiego ze sobą na czele. Lubelak Wiśnia oferuje hardcore, który nie chce ci na…ać za winklem, a zaprasza, żeby przyjść do niego pogadać, najlepiej przy topku zieloniutkim jak z ogródka koperek. Twardziel to nie socjopata, a za uśmiechanie się nie ma muki. I dobrze, choć trzeba pamiętać, że to ku pokrzepieniu serc, ale jednak z pierwszej linii frontu. Dzieje się: Wiśnia czasem przyspieszy, przełamując schemat flow, czasem niepotrzebnie zaprosi wokalistkę; Gondek co rusz wykazuje się za gramofonami. Jest jeszcze jeden duży plus, a mianowicie lokalność. Tu na brata mówi się brejdak, humor poprawia cebularzem, a własna dzielnica (Bronowice) jest królestwem.

3. Ziomcy – „DOLLA MIXTAPE”

Ziomcy są z Torunia, ale jak chcesz pierników, to idź do sklepu Kopernika albo do Igi Sarzyńskiej. Ich najnowsze wydawnictwo to nie jest suchy produkt do długotrwałego przeżuwania, nie zrobi ci się od niego słodko. Czytałem nawet recenzję, która próbowała mnie przekonać, że to wydawnictwo bardzo brudne, mocno freestyle’owe i krótkie. Ej, ale dla mnie to trzy zalety, zaś kolejne to brak megalomanii i chęci narzucania się. Najpierw kumple, potem raperzy. Żadnego spełniania życzeń, obsługiwania trendów, pięć środkowych palców u każdej dłoni. Zaszumiona, odrealniona muzyka robiona z poszanowaniem groove’u, z wyraźnym sentymentem do piwnicznego jazzu, jednak bez fetyszyzowania ekscentryzmu.

2. Proceente x DJ HWR – „ŁADUJ DZIAŁA MIXTAPE”

Proceente robił w tym roku bardzo różne rzeczy, bo gdzie rozśpiewanemu, łagodzącymi obyczaje projektowi Biały Nietoperz do antysystemowej narracji koncepcyjnej płyty „Obywatel”. Głos, flow i sposób pisania wersów ma jednak na tyle charakterystyczne, że w różnych odsłonach słucha się go tak, jak oglądało się filmy ze Stanisławem Mikulskim – czego by nie grał, i tak wyzierał Hans Kloss. „Ładuj Mixtape” to sto procent Procenta w Procencie, zero kamuflażu, jak mówi Vieniokanoniczna płyta hip-hop tytułem, formą oraz skitami nawiązująca do niezapomnianego Szybkiego Szmalu. Gości mamy mnóstwo, wyróżniłbym świetnie dysponowanego Majkela, Kaza, Sensiego i Łysonżiego oraz mogącego się pochwalić oryginalną stylówą Samiego. Prawdziwym bohaterem mixtape’u jest jednak HWR, który w 2023 r. miał swoją życiówkę. Porusza się niby po gruncie udeptanym przez tysiące stóp, ale z taką werwą, jakby dopiero co odkrył krwiste sample, tłuste bębny, dudniący bas. Słucha się tego tak dobrze, tak swobodnie, że podsumowuję trzema słowami: Kiedyś jest teraz!

1. Dwa Sławy, Gruby Mielzky, Pers i The Returners „I JEST TO MOŻLIWE mixtape”

Wzbogacenie Dwóch Sławów o Persa i Mielzkiego to dobry mixtape’owy pomysł. Teoretycznie ten pierwszy powinien zwiększać muzyczne możliwości ekipy, czynić ją bardziej spontaniczną, a ten drugi wzmacniać siłę ognia wersów. W praktyce różnie bywa, bo np. Mielon na tym etapie lubi się trochę pobawić melodią, grunt, że wcale nie trzeba pisać o „I JEST TO MOŻLIWE mixtape”, zarzucając czytelników kolejnymi wypisywanymi puentami czy grami słów, choć ich podaż jest oczywiście imponująca. Najpierw pochwalę tę wyczuwalną, kumplowską wibrację ludzi, którzy się znali, ale przy nagrywaniu czegoś jednak o sobie dowiedzieli. Potem będę wskazywać na to, że np. „Gdyby” porywa piosenkowym urokiem i refrenem, „Ciecz” unikalnym klimatem całości, a „Chybił trafił” i „Spacer Dja” (Pers, co za linia basu!) tym, jak różnie zdefiniować można imprezową skuteczność. A na koniec dodam, że wszystko (może poza brzmiącą jak odrzut z clubu2020 „Spółą”) jest bardzo, bardzo smooth i aż prosi się o powtarzanie.

Otwierająca grafika to część okładki mixtape’u Kolektywu Fala. Playlista zawierająca utwory ze wszystkich opisywanych mixtape’ów tutaj: