Oczekujcie od Fillomatic, że rap będą grać pięknie
Najlepszy sposób na śledzenie dobrego hip-hopu? Już od dawna nie branżowe media, prześcigające się w referowaniu plotek i prowokowaniu komentarzy, wyzute z osobowości dziennikarskich i jeszcze często przy okazji próbujące coś ci sprzedać. Nie ma też co polegać na algorytmach, najprościej regularnie obserwować prężne, wieloosobowe ekipy pokroju Bump’12, WCK czy bohaterów tego wpisu – Fillomatic. One już wytworzą sieć powiązań i rekomendacji lepsze niż Wielki Brat.
Fillomaci nie raz i nie dwa lądowali na Raptusie w comiesięcznym przeglądzie Dycha (niedawno wspólnie z reprezentantem WCK na pokładzie, co tylko potwierdza tezę z powyższego akapitu). Jeden z panów doczekał się recenzji, drugi nawet krótkiego wywiadu. Najnowsza płyta Konarskiego jest dobrym powodem, by cofnąć się na sam koniec sierpnia po minialbum Segiego i początek października po krążek duetu Ententa, w połowie tworzonego przez Bartka Koko.
To nie jest wszystko, w co angażowała się w ostatnie czasie podziemna supergrupa. Można sobie np. zamówić Destylat (w składzie Segi) czy Truskurwiels (w składzie Koko i Tobi). Ale to właśnie recenzowane poniżej płyty pokazują spektrum rażenia – jedna rzecz jest na piątkową imprezę w mieszanym towarzystwie, druga na bolesnego, przewartościowującego kaca w poniedziałek, trzecia bierze resztę tygodnia, krążąc gdzieś między domem, biurem a matrixem. Choć trochę zaintrygowani? No to słuchamy.
Segi miał na pomysł na epkę o relacjach międzyludzkich, głównie tych damsko-męskich. I „Wenus” nie brzmi jak underground, raczej jak rzeczy żwawo płynące głównym nurtem. Sporo w tym zasługi producenta Jezzy C., który współpracował wcześniej m.in. z ReTo, Bonusem RPK i Hadesem, teraz natomiast przygotował muzykę słodką, letnią i lekką, niezależnie, czy to smooth jazz podbity trapem, czy uklubowione, miejskie r’n’b z wyeksponowanymi syntetycznymi motywami. Ale też gdański raper wie, jak się w to wpisać – jego styl jest elastyczny i melodyjny, wersy zgrabne, krągło pisane. Posłuchajcie „Suga Free”: jedziemy na kurs pilotażu / jeżeli stąpam za twardo po ziemi / potrafię być miły, kiedyś uczyły mnie wszystkie pluszaki z koszów w Ikei. Albo „Nie wiem”, gdzie obwieszcza, że chce piękną historię jak Leicester / biznes na boku Gessler.
Najlepsze na „Wenus” są „Kartony” przedstawiające koniec związku z zastosowaniem dwóch różnych optyk – jego i jej. Odegrane monologi są dobrze napisane, żywe. Całość wieńczy zaraźliwy, znakomicie wymyślony hook, który zwiastuje jedyny problem, który mam z tym wydawnictwem. Muzykalność rapera i muzykalność wokalisty to w Polsce nadal dwie różne kwestie. Segi, bawiąc się w refreny, powinien zdecydowanie zatrudniać osoby profesjonalnie je wykonujące, zwłaszcza że duet z lepszą anią wypada w „Mijamy się” naprawdę wdzięcznie.
Raperzy Ententy – Bartek Koko i Djobelny – pasują do siebie zdecydowanymi, wcinającymi się w podkłady głosami oraz wagą życiowych doświadczeń. „Foliis” to ostro-gorzka mieszanka wiecznego nadciśnienia na bicie i chrypy. W tekstach krew lana na beton, zakupy na zeszyt, bezsenność, blizny po szlugach, ojciec, który pięścią nauczył rapować. Nie kumają typa ze wsi, chociaż robię świetny urbex – nawija Koko, który swoją Mszanę Dolną przedstawia jako drzewa i góry, i tony meneli. Nie chcę, żebyś kiwał głową tu bez sensu / chcę, żebyś zrozumiał choć połowę wersów – apeluje Djobelny, zaznajomiony z trudami życia na obczyźnie.
Najlepsze momenty płyty to wymiany raperów w dynamicznym „Nowym Towarze”, ogień gadki z żywym basem i napastliwą produkcją w „Mr Hyde”, mozaika stylów (gościnnie Fillomata Emikae i Zientuch) podana do monstrualnego bębna i chłoszczącego skreczu w „Drzewie”. Płycie szkodzi przede wszystkim nadmiar ładnej, bluesującej, elektrycznej gitary w bitach Barego, zbyteczny jest funkujący puls „Pompy”, breakbeat „La Haine”, filmowe rozlewanie się podkładów. Pewno miał być bilans, ale jest dysonans, pozwólmy Entencie być surową i niemiłą, ubitą niczym mięso, to nie jest krążek Kuby Knapa. Ale i tak mówimy o płycie godnej uwagi – dla tych, co to chcą pochodzić w cudzych butach, zaś nie boją się obtarć.
Konarski nie ma zrywności i wdzięku Segiego, nie ma też w nim bólu istnienia i ekshibicjonizmu Koko. Na bity gramoli się, jakby parkował ciężarówką. Jest za to opowiadaczem, a to w rapie poniekąd najwyższa kasta. Można go lubić za emanujący z nawijki spokój dojrzałego faceta. Takich ojców, szefów i przyjaciół właśnie chcemy. Trzeba go lubić za oko do teraźniejszości i… no właśnie, napisanie, że przyszłości, byłoby w przypadku płyty „Unicorn 8” zbyt komfortowe. Powiedzmy, że z nieznacznie alternatywnej rzeczywistości.
Singlowi, produkowani przez Bobaira „Zawieszeni” mogą zmylić, sugerować, że czeka nas po prostu dobrze podpatrzona płyta z bitami à la Roc-A-Fella Records. A tu podkłady (Devv, Kapitan Łajby, !kos, Tobik, Outline Simplicity, Szajur) stygną, gęstnieją, plączą się, elektronicznieją. Z wyzłośliwiania się nad NFT i spamem docieramy do cyfrowego totalitaryzmu i już nie jest ani trochę wesoło. W „Wydziale14”, „Unicornie8” i urokliwie melodyjnym, rozklekotanym „Adamie13” raper dźwiga wielowątkowe narracje godne Sokoła czy Oskara z PRO8L3M-u. Najlepsze w tym wszystkim, że jest ludzki w tym nieludzkim świecie, bardziej referuje, niż ocenia, nakreśla i pozwala dojść do własnych wniosków.
Na przykład takiego, że Fillomatic szanują swoich odbiorców. Przekonajcie się, płyty są na streamingach.