Akademia człowieczeństwa w Radomiu (recenzje)
To temat na odrębną publikację (nie chcę obiecywać, ale się postaram), niemniej Radom zapisał całkiem ważną kartę w polskim rapie. Kiedy raperzy nie mieli wody już tylko w kolanach – w tekstach była kranówa, w głowach sodówa – przywrócił środowisku trochę normalności. Była w tym pasja, ginący hiphopowy sznyt, jakaś powaga, a przede wszystkim styl kuty po godzinach, wolno i oddolnie, nie bez problemów. Wystarczy sprawdzić, w jakim wieku oficjalnie debiutował KęKę i dlaczego to tyle zajęło, wystarczy posłuchać, jak Miodu (tak, ten z Jamala) rozlicza sam siebie w nowym, fantastycznym singlu z BRK.
Pochylam się w tej chwili nad „Swobodnym myśli strumieniem” i „Takim mykiem”, dwoma radomskimi płytami z 2021 i 2022 r. zarazem. Pojawia się od razu słuszne pytanie: „jak to?”. Otóż oba materiały powstały w zeszłym roku, ale twórcom zależało, żeby grono fanów mogło mieć fizyczny egzemplarz płyty (bądź, w jednym z przypadków, kasety). I trochę to trwało, bo tu nie było za co zaryzykować (a może po prostu artyści nie mają złudzeń), żadna wytwórnia nie pomagała. Klasyczne DIY – Do It Yourself. A że ciężko po (?) pandemii, zaś kompakt przy wydawnictwach undergroundowych to już niemal ekstrawagancja? No, życie.
– Chciałbym ci wysłać płytę, ale pod warunkiem, że o niej nie napiszesz – prosił mnie Emikae, autor pierwszego z tytułów. U wszystkich innych byłaby to oczywista kokieteria, ale on jest z Radomia. A ja nie dość, że łamię tajemnicę korespondencji, cytuję niedokładnie i mniej więcej, to jeszcze olewam jego prośbę. I się jeszcze powtórzę, bo cóż, upadek dziennikarstwa to temat na odrębną publikację (obiecuję się postarać i wylewać te żale gdzie indziej).
Emikae ma na koncie płytę z Mono i Chentkiem, trzy lata temu puścił „U.R.B.E.X”, dwa lata temu – „Exp.”, na które muzykę dostarczył Pehu, potem było grupowe Fillomatic zrzeszające podziemnych desperados rozsianych po całej Polsce. Wszystko to ciekawe. „Perspektywa Szymona, wrażliwej, obytej kulturowo głowy rodziny z sąsiedztwa, naświetla to, jak wielu w grze swoją ignorancją i rozlazłością popełnia” – pisałem po „Exp.”. Najnowszy „Swobodny myśli strumień” to zwarta piguła z założenia. Dwanaście miesięcy roku zamknięto dwunastoma utworami – czy to styczeń, czy grudzień, każdy dostał swoje podsumowanie. A na deser bonus na pożyczonym podkładzie świętej pamięci MF Dooma.
Emikae nie jest kronikarzem, jest felietonistą. Upycha Leha, Hugh Hefnera, Gowina i Bielana w kilkunastu sekundach, a o sobie potrafi przegadać cały niemal numer. Czasem rozdaje szybkie policzki jak ten redukujący Szumowskiego do stand-upu, czasem pisze nekrologi („odkąd byłem młodym padawanem / byłem pana fanem” – poświęcone Tomaszowi Knapikowi do wtóru kalifornijskiego syntezatora). Bywa, że bawi się formą, co zresztą raduje ucho – bo umie płynąć wolno, płynąć szybko, uwypuklić puentę, zagęścić i poprzekładać rym. A muzyka pozwala poszaleć – psychodeliczny bit z marca aż prosi o scenariusz pandemicznego odosobnienia, klubowe, elektroniczne funky z czerwca – o bardziej frywolne żonglowanie słowem. Gift of Gaba nie można żegnać na baczność.
Chciałbym więcej publicystyki albo chociaż lepszego balansu między polityką, rapem i własnym życiem, bo ten najlepszy jest w styczniu i grudniu, a pomiędzy sporo puszczono samopas. Życzyłbym sobie, żeby produkcję albo w całości zostawić !kosowi z jego muzyczną wyobraźnią i bębnami potworami jak z lat 80. bądź przeciwnie – mocniej ją rozstrzelić. Pragnąłbym materiału mniej hermetycznego, gdyż mamy tu za dobre pióro na punchlines o tarciach między obłudnym rapowym tabloidem i raperem symulującym chorobę na potrzeby promocji; chciałoby się rzec: Emikae, „patrz trochę szerzej”, bo trudno się przebić bez insiderskiej wiedzy o The Lox i Dipset, problemach psychicznych Fergusona, Szadzie oskarżanym o porywanie dzieci, Undy występującej u Mielona. Posadzony na ciężkich perkusjach, jazzujący w klimacie numer z lipca robi wrażenie zwłaszcza wtedy, gdy wie się, co jest z Łony, co zaś z donGURALesko.
Chcieć nie znaczy móc (tak jak cieć nie znaczy buc). Moje roszczenia nie mają tu nic do rzeczy – Emikae nie jest dżinem albo złotą rybką, nie chodzi na smyczy cudzych oczekiwań. I za to należy go szanować. Choć przede wszystkim za to, że „Swobodny myśli strumień” jest po prostu dobry. Łączy bezczelność z empatią, zaangażowanie z dystansem. Pełen człowiek, nie pół człowieka.
Radom jest mały, rapowe drogi muszą się tu krzyżować. I krzyżują się: Emikae robił dwa spośród teledysków promujących płytę 300MIL x Boryrobity, rapuje na niej z całym Fillomatic. Ba, podobnie jak stojący za 300MIL Sebastian „GDZ” Góźdź też miał płytę z Mono – tylko 12 lat wcześniej. Sam Seba pewno wolałby, żebym wyciągnął inne rzeczy, np. krążek z 2012 r., na którym pojawił się Bonson czy HuczuHucz. Albo rapowe konszachty z Miodem bądź KęKę.
„Podkłady są intensywne i energicznie, nawiązują stylistycznie do drillu, afro trapu, trapu, ale i bardziej tradycyjnych brzmień. Rap jest zaangażowany i ambitny technicznie z ciekawym, niebanalnym przekazem, ale i dbałością o płynność flow, momentami mocno melodyjny. To mieszanka starego i nowego, propozycja od dwóch gości, którzy obserwowali rozwój gatunku niemal od początku jego istnienia w Polsce, ewoluujących razem z nim jako twórcy” – reklamowali się sami zaangażowani przy okazji zrzutki na fizyczne wydanie. Co do tego można dodać?
Choćby to, że eklektyzm produkcji okazuje się lekkostrawny (dla mnie aż nazbyt), bo poparty melodiami, z wokalem wysuniętym przed bit, żeby słowa nie tonęły. I tak nie toną, bo pisanie jest konkretne i przemyślane, głos dość niski, a warsztatu wystarcza, by nie pokaleczyć – i przy przyspieszaniu, i przy śpiewnym refrenie. Sebastian Góźdź nie jest drugim Rakimem i drugim Kendrickiem, za to uczciwość kazała mu się dobrze przygotować, porządnie wykonać zadanie. Kiedyś narzekałem na głos, dykcję, brak wyrazistości. Nic z tego nie jest aktualne.
Kiedyś natomiast chwaliłem Sebastianowe pisanie, dziś chwalę je jeszcze dobitniej. Raper opowie, że na koncie ma krzywoprzysięstwo, żeby kolega nie poszedł siedzieć za gandzię. O tym, że stępił pazur dla córki, zabił w sobie samym dzieciaka. Wspomni o nerwobólach w boku, dorastaniu bez ojca, braku hajsu na maturalny garnitur. Wyjaśni, że antysystemowość to nie ma być populizm w wersji „edgy”. „Wiele dasz, żeby nie być wziętym za nosacza nigdy / ewoluujesz, ale w lustrze widzisz atawizmy / system nabiera, ale w każdej epoce inaczej / w erze konsumpcjonizmu zbratał się nawet z rapem” – takich treści właściwie w polskim rapie nie ma. Tak jak konkluzji, że zmęczenie i pot dają ulgę i spokój. Szkoda, może dlatego słuchacz 30+ jest najczęściej gdzie indziej.
„Taki myk” to sześć utworów, żadnego słabego, może tylko drillowy „Pazur” ukradziony gospodarzowi przez Fillomatę Ajkana i zabójcze „zwierzęce” porównania. Połowa z nich to alegorie. Ja najbardziej lubię chyba „W tańcu” – mądrych treści o związkach nigdy za dużo, a tu jeszcze jest hip-hop (w nawiązaniach od Białasa do breakdance’u) i bit uruchamiający skojarzenia ze starym Kombi. Polecam jednak wszystkie.
I muszę się wybrać do Radomia. To najwyraźniej dobrze robi na łeb i na serce.
Jeszcze krótkie post scriptum – razem z 300MIL przyszło do mnie w jednej paczce „Na żywo” TPS-a, i to z dedykacją. To ważna postać odrębnej, ulicznej sceny – w skali całego kraju, nie Radomia. Dziękuję, dla mnie o wiele za surowo, za kanciasto, za bardzo „jak kiedyś”, ale każdy musi sobie wyrobić pogląd. Bez „Tuptusia” radomska układanka z pewnością nie jest kompletna.