20 rapowych epek 2023, które trzeba znać (miejsca 20-11)

To w sumie zabawne, bo związani z rapem dziennikarze właściwie bez wyjątku na zeszły roku narzekają. A jak przychodzi co do czego, to wychodzi na to, że nie jest tak źle. Krzysztof Nowak, pamiętany m.in. z łamów newonce i Rytmów, przyznał, że trudno mu wybrać dziesięć tegorocznych polskich rapowych albumów… po czym opublikował listę pięćdziesięciu. Ja utyskiwałem analogicznie, a w końcu podsumowałem rok (na dwie raty, ale jednak) 20 albumami, a teraz dorzucam 20 epek, myśląc jeszcze o mixtape’ach i wydawnictwach instrumentalnych.

Epka, traktowana tu jako materiał do 30 minut (to dziś dyskusyjne i jeszcze będzie dyskutowane, ale póki co takie mam kryteria), wydawała się w 2023 r. ważniejsza od albumu. Zwłaszcza jeśli ktoś potrzebuje poczuć rapową pasję, przepływ energii, chęć działania. Epka to coś, co prościej zrobić po pracy, po godzinach, bez większego budżetu, ze spontanicznej potrzeby. To w tych mniejszych porcjach muzyki było najwięcej rapu w rapie, najwięcej frajdy, najodważniejsze diagnozy, najmniej kalkulacji. To tu widać szczególnie dobrze odczuwalną kolejny rok artystyczną dominację undergroundu nad głównym nurtem.

Zapraszam na część pierwszą przeglądu, playlista jak zazwyczaj pod tekstem, jutro część druga.

20. Dewukiewicz – „99 szans padło na chodniku”

Młody Dewuka to movement, ty dalej zajadaj się gównem / możesz mnie lubić lub nie / musisz docenić, co umiem – rapuje facet, który momentalnie pozwala zmierzyć ciśnienie warszawskiemu undergroundowi (jest wysokie). I docenić trzeba – zarówno dobre bity Jacy z cyklu „klasyka na sterydach”, jak i mikrofonową zachłanność rapera. O takich jak on nie mówi się, że nawijają, mówi się, że pizgają, i jest to istna nawałnica metafor. Już jest dobrze, jak Dewukiewicz zacznie jeszcze linijki selekcjonować, przedłoży jakość przed ilość i ograniczy trochę to „kupą mości panowie”, będzie jeszcze lepiej.

19. Memfiz x Pstyk – „Zawieszeni w przestrzeni”

Na „Zawieszonych w przestrzeni” motywy muzyczne ciągną się długo jak w ścieżkach dźwiękowych. Pod spodem pulsują, bo przecież nie ma to jak funk. Wszystko jest wysycone, lo-fi, wygrzane odrobiną vintage’owego ciepła, strzępami dialogów filmowych. To Pstyk. Rap Memfiza kontrastuje z tą błogością produkcji, jest intensywny, coś mi się przypomina. Może Ortega Cartel, ekipę, która dodawała wiary hiphopowcom pod koniec chudych lat zerowych? Na filmach, grach czy płytach oparta cała logika – przyznaje MC i aura nerdów gotowych tańczyć do bitboksu Killa Keli unosi się nad tą płytą. Gościnnie Prykson Fisk i Karwel.

18. Aljas – „49 groszy”

Aljas zaczyna epkę od wjazdu na bit, który brzmi jak EPMD. Warszawska rapowa pyskatość, pewność siebie na styku impertynencji miesza się z kwestią seksualności, płci i publicystyką. Dlatego pociski lecą w stronę taniej gangsterki, mitomanii, obłudy w skali kraju i branży (Katolicy, ale praktykują tylko homofobię; Rap był kiedyś opozycją, teraz robi laskę panom), a przy okazji spełniane są sny queeru. Doprowadziło to do materiału odważnego, wyrazistego, choć wcale nie trzeba słuchać zbyt uważnie, żeby docenić przebojowość takich numerów jak „Chłopaki z BMW”.

17. Matis – „astigmatism”

Brakuje energii i basu – powiedział nikt nigdy podczas słuchania Matisa. To jest ta bezpowrotnie utracona przez rap witalność, jego surowość i prostota, które nie kojarzą się z obcowaniem z półproduktem bądź z prostactwem. Matisowi mów łamacz karków. Umie się rozpędzić i umie w refreny, nie wypiera się styku rapu z reggae. I to jest ten rap, który nazywa się hip-hopem, nawet jeśli obok nie drapie didżej (na płycie jest ich aż trzech), nie tańczy bboy ani nie syczy spray. Recenzja TUTAJ.

16. Kot Kuler x Qzyn – „zbieraj artefakty ignorując kamery przemysłowe”

Rap, który wzdryga się, gdy słyszy syrenę policyjną, pachnie farbą i smakuje krwią, ale nie wstydzi się zabawy słowem i nie stroni od poczucia humoru. Kot Kuler brzmi tutaj jak by dostał błogosławieństwo Pjusa i Okolicznego Elementu zarazem, zaś nostalgia nie czyniła go ani trochę pasywnym. Dlatego też decyduję się na „zbieraj artefakty ignorując kamery przemysłowe”, a nie Nazwę (projekt Kulera z Tuwimem i Pstykiem), która też jest dobra, ale jednak trochę zamulona i marudna. Tu jest sporo frywolności – i w bitach Qzyna, i w bon motach oraz wordplayach rapera. Proszę podnieść ręce do góry – tylko nie za szybko, bo gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy – i powtarzamy: Woda, cytryna, miód, himalajska sól.

15. OSVALDO MOBRAY – „Different District”

Osvaldo Mobray wziął się znikąd, uderzył na początku roku, kiedy nic się jeszcze nie dzieje, więc adoptował sobie zainteresowanie prawem niespodzianki. Kiedy go włączyłem, to było trochę jak Oskar z PRO8L3Mu na epce „C30-C39” – pokumany gość, który zna i czuje miasto, może wam trochę porymować, ale zasadniczo nie musi, bo ma lepsze rzeczy do roboty, a scena mu łaski nie robi. Osvaldo podejściem, pomysłem na siebie i epkę, grami słów wraz z metaforami odczarował trochę drill, zbyt prosty do przestrzegania jako przeniesiona jeden do jednego muzyka niespecjalnie lotnych pozerów. Recenzja TUTAJ.

14. CRANK ALL – „PHONKER”

Crank All nie do końca jest dla mnie. Memphis nie byłoby nawet w mojej pierwszej piątce amerykańskich scen rapowych, a rapem budowanym na fundamentach Kaza Bałagane jestem zmęczony, bo zwykle bardzo po nim słychać, że Kaz jest nie do zastąpienia. Ale 18 minut z Krankolem to akurat, żeby pobujać się do phonku z jego bijącym krowim dzwonem i prażącym basem, pośmiać z rymów typu g-check / dziczek oraz naładowanych agresją (to konwencja) wersów pokroju Nie wyskoczę na freestyle / mogę ci za…ać z liścia / chyba że ważysz stodwaiścia oraz dopowiedzi. Odmulające doświadczenie.

13. Berson x Atutowy – „Berry”

Z warszawskim Sp ZOO jest ten problem, że Zwierzaki to ekipa funkcjonująca na zasadzie zbioru memów. A to jednak nie są youtuberzy, to są, było nie było, spadkobiercy hardkorowej stolicy od Zip Składu po HIFI. Ale o ile Mario może być dwumetrową bestią, Włodar wjeżdżać z dwumetrową łapą, a Frosti odgrywać rolę sepleniącego Kubusia, któryidzie przez miasto jak ten Grześ przez wieś, co mu się zawsze wymsknie parę wersów za dużo, o tyle Berson, pomimo korzystania zksywek takich jak Bobon i Żelbeton, jest na tym tle poważny. Zgadza się głos, charyzma, równy poziom, a współpraca z Atutowym to ponownie strzał w dziesiątkę. „Berry” jawi się jako materiał przebojowy, nieprzegadany, na wskroś rapowy, choć bardzo bieżący. Recenzja TUTAJ.

12. Kidd x Sez – „Jeśli nie jesteś częścią rozwiązania, to jesteś częścią problemu”

Barber shop MC, bo ciągle chwytam się brzytwy – rapuje Kidd. Z tym MC to lekka przesada, bo facet nie jest ani mistrzem, ani nie jest ceremonialny, ale z brzytwą to sama prawda. Przez clro jest tu najostrzejszym ołówkiem w piórniku. Sam przydługi tytuł wywołuje skojarzenia z Public Enemy. Tak, Kiddo to wróg publiczny. To punkrocker w świecie wieszaków na fanty, terapeuta szokowy, socjolog cały w bliznach oraz mizantrop, dla którego człowiek to pojemnik na wodę, który myśli, że jest Bogiem. Zostaliście ostrzeżeni, a teraz jazda słuchać. Liner notes Kidda TUTAJ.

11. susk x slotkakotka123 – „KURDE FAJA”

susk jest tą dziewczyną, która daje rap młody, bez tak słyszalnego u innych raperek sznytu Ryfy czy Wdowy, ale nie gubi myśli czy ambicji podczas życia chwilą. Jest po…ana nie jak w tytule numeru Maty, a jak kozy u Chagalla i do tego wyizolowana z grupy jak język basków. Uskutecznia odświeżająco abstrakcyjne opowieści dziwnej treści o Franku Sinatrze z Metra Służew, sympatyczne, „zmęczone” podśpiewywanie, a przy tym biegle porusza się po mapie Warszawy (jest z Częstochowy), liście sąsiadów, terapeutów i amerykańskich prezydentów. Szczere, prowokujące i niestety dużo lepsze, gdy produkuje Siberian., Kadet Szewczyk, a zwłaszcza Michał Tomasik, nie zaś etatowa producentka.

Playlista z utworami z opisywanych epek do wysłuchania poniżej: