20 rapowych epek 2023, które trzeba znać (miejsca 10-1)

20 rapowych epek 2023, które trzeba znać (miejsca 20-11) do przeczytania TUTAJ.

10. Nautofon – „Nautofon”

Top 10 polski brzmi jak rzyg wymieszany z Drakiem – diagnozuje wieloosobowy, debiutujący Nautofon i coś w tym jest. Sami są jak młodzi barmani, którzy blendują na twoich oczach tak intensywnie, że jesteś pełen obaw, ale wszystko brzmi świeżo, od wszystkiego szumi w głowie. Nikt im nie powiedział, że tak się nie robi i… całe szczęście, poza tym są na tyle sympatyczni, że wiele można im wybaczyć. Lepiej przestudiuj, co oznacza groove – radzą. Sami przestudiowali, roszady przychodzą im lekko, a są spore: klubowe r’n’b z gęstym tłem, śpiewnie nawijane slow jamz, skamlane i krzyczane trapy, klasyczny, gęsty rap pod gruby bas i plamy dźwięków. Żadnego ekscentryzmu, udawania starszych od siebie, polot w zabawie z muzyką, ale i szacunek do niej, harmonia. Niespodzianka roku.

9. Peja Slums Attack – „HIP_HOP_50”

Peja wziął wszystkie swoje patenty na flow, bity Magiery, na których zawsze było mu wygodnie, dokooptował paru starych druhów i parę starannie wybranych młodych twarzy, po czym podał to w skondensowanej postaci. Niby jest tradycyjnie – trochę autobiografia, trochę list miłosny do kultury, a pomiędzy publicystyka. Ale żaden z tych elementów nie nudzi, zaś całość nie sprawia wcale wrażenia składanki i wytrąca oręż tym, którzy narzekają, że Rychu to cały czas jedno kopyto. To jest właśnie to, co powinieneś nagrywać, kiedy hip-hop kończy 50 lat, a ty masz 30 płyt na koncie. Uwaga: epki Pei mają zwyczaj puchnąć do niby-albumów, ale ja recenzowałem wersję bez Malika Montany i bez utworów deluxe. Jej się trzymam. Recenzja TUTAJ.

8. Bartek Koko x Sensi – „Stare Białe Kicksy”

O, ten góral wreszcie się tak nie drze! Czyżby to rasowe, dojrzewające latami brzmienie Sensiego złagodziło mu obyczaje? – to pytanie zadałem sobie po włączeniu „Starych białych kicksów”. Przez epkę Fillomatic, macierzystej ekipy Bartka, przedzierałem się jak przez gruz, a tu bez trudu złapiesz oddech. Potem pożałowałem zbyt szybkiego wniosku, bo u Koko wcześniej czy później krew będzie bąbelkować, ale trzeba przyznać, że wieńczące „Road Rage” to adrenalina, której potrzebowałem, choć nie prosiłem. A poza tym to hip-hop kochany całym sercem, dorosłym uczuciem, do poziomu sportowych rapów o cięciu sampla i ociekających membranach. Mnóstwo miejsca oddanego didżejowi oraz ukłonów rozdawanych na lewo i prawo raperom (tym, co zasłużyli). Miłość została odwzajemniona.

7. Mada – „Ułamek”

Nie możesz być wszędobylski i śmiertelnie regularnie dostarczać płyt na równym, co najmniej dobrym poziomie. Ludzie wbrew pozorom tego nie lubią, gustują we wzlotach i upadkach, chcą obserwować odkupienie, hejtować, by poczuć się ze sobą lepiej, dając drugą szansę. Ale Madę ratuje różnorodność. Tym razem dał płytę wolną, kleistą, z mnóstwem przestrzeni. To jest rozśpiewane i hiphopowe zarazem niczym najntisowy neosoul, zakładam, że Eryce Badu i Lauryn Hill podobałaby się ta muzyka. Seksu i zmysłowości z kolei tyle, jakby to był krążek Ryfy Ri, przyjaciółki z ekipy WCK. Zaskakuje rozpoetyzowanie – „Ułamek” nie jest bezpretensjonalny, oj nie. To jednak nie jest chęć robienia wrażenia czy kompleks, raper chce się rozwijać, nie ma ochoty tłamsić uczuć, zaś paru jego metafor (ten krawat wiązany pod szyję, który dusi chociaż zwisa) szybko nie zapomnę. Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, podsuwam personalia: śpiewają Paulina Przybysz, Fasola i Panama, produkują Amatowsky, Antiquant, Worstcase i Marceli Bober.

6. Loot Eskapistów – „Epizod I”

W idealnym świecie młody Roszja z młodym Afrojaxem najpóźniej 20 lat temu nagraliby polskie „Speakerboxxx / The Love Below” albo „Stankonię”, zależnie od nastroju. A zrobili razem raptem jeden numer na trzeci Afro Kolektyw. Nowe nagrania pierwszego z panów to zawsze święto i Loot Eskapistów takim małym świętem jest. Gospodarz niespecjalnie pilnuje rymów, gatunków czy konceptu. Jest wyzwolony, muzyka przez niego przepływa i wyładowuje się w postaci równie zróżnicowanych co przyjemnych w słuchaniu i lekkostrawnych, nieodmienne funkujących numerów. Roszja zawsze przyciągnie zdolnych ludzi, którzy bawią się z nim muzyką, i tak jest tym razem, zabawa trwa. Jego publicystka nie polaryzuje, nawet jeśli w wydźwięku bywa radykalna. Loot Eskapistów buja, ale nie kłamie. Co daje do myślenia, tego nie odbiera w depresji. Pokazuje, po co wynaleziono muzykę. Recenzja TUTAJ.

5. Kaz Bałagane – „Narkopop wave 2”

Życiowa forma Kaza Bałagane chroni rapowy główny nurt 2023 r. przed kompromitacją. Album Kaza „B&B Warsaw” przeszedł przez podsumowania jak burza, dotarł nawet do zestawienia „Gazety Wyborczej”, co w przypadku muzyki tak hermetycznej w ujęciu i tak rozrywkowej w kwestii muzycznego opakowania (Worek, Chino, Miroff, Wroobel, Kubi Producent i Zacheyak to zestaw producentów pt. „skazany na wyświetlenia”) nie zdarza się często. Cóż, podejrzliwy buc z rentgenem we wzroku jest tu superbohaterem jak Wilq, każdą niedzielę ma handlową, a ty piszesz do niego z pięciu kont, bo ma pięć kont. Książę Nieporządek ma w tym roku dużą płytę, ale co z tego, tutaj nie ma odrzutów, jest warszawiak wjeżdżający na szczyty swojej niezależności i nienarzucającej się wrażliwości. Przy „Samolubie” płaczę ze śmiechu, ale jak ktoś chce więcej niż tylko porechotać i pobujać, to znajdzie, zapewniam.

4. Konrad Brzos – „Zamach stanu”

Hardkorowy rap o wschodnim rodowodzie, w którym raper umie słowami sfotografować, ale umie też opowiedzieć. To ze świata, gdzie historie wywleka się za włosy z meliny i wiesz, że na serce kondoma nie założysz. Brzos robi pompki, słucha Chady (Griseldy na pewno też, zwrotka Benny’ego the Butchera nie jest na płycie przypadkowo), nawija na Alchemist type beats. Nie myśli o braku forsy, a o raku ciotki. Jest dosadny, ale nie głupio wulgarny i słyszalnie sporo przeżył, co dało mu za mikrofonem to lodowate opanowanie. Znajduję w „Zamachu stanu” wszystko to, za co rok temu dałem Inicjatywie tytuł rapowej płyty roku, podane ze szczyptą Piha i starego Lukasyno. Jeżeli to nie jest rekomendacja, to już nie wiem.

3. Kościey x Boryn – „Gadka się nie klei”

Wydaje się, że wszystkie drogi Kościeya po jego rapowym przebudzeniu prowadziły do epki takiej jak „Gadka się nie klei”. Skoro już sprawdził się na bitach, na których wcześniej nie było go słychać, popokazywał z kolegami, o których byśmy go nie posądzali, to teraz może wespół z producentem Borynem pobłyszczeć i popachnieć. To piękne, piękne bity, z przyjaznym klubom groove’em, jak na Wrocław przystało. To rap już bez grama rdzy, odprężony i tym odprężeniem momentalnie zarażający, elegancki, premium. Nie wytłumaczę każdego żartu Kościeya, nie wyłapię każdego odniesienia, za to pożyczam od Rasmentalismu pieczątkę z podpisem „dobra muzyka, ładne życie” i przybijam. Gadka się nie klei? No chyba twoja. Jak „Biały lotos” trafi do Polski, to muzykę już macie.

2. Laikike1 x SoulPete – „Rzeczy naturalne”

Laik często brzmi jak Kartky, tylko dla chłopców, z dużą domieszką Mesa, i to niestety tego z felietonów. Posługuje się językiem liryczno-pokracznym, dętym. Ale zaprawdę powiadam Wam, są na „Rzeczach…” momenty, gdzie jest tak, jak mówi: mój slang i nowe czasy / zaczynają rezonować jak bossa nova z Rio. Wydarza się tu erystyka na zmniejszonym ciśnieniu, pretensjonalna jak zawsze, choć logicznie powiązana o wiele ciaśniej niż zazwyczaj. Trzymam ludzi w wеrsach jak w klatkach / trzymam ludzi w miejscach na kartkach – rapuje twórca i tak, naprawdę sporymi chwilami można poczuć, że ma swoje uniwersum. Laik trafia na najnudniejsze rzeczy SoulPete‚a od dawna, niemniej umie w te, jak zawsze dobre, bity wniknąć, dostroić się do nich tak, że nie wyobrażam sobie remiksów, panowie opowiadają te same historie. „Rzeczy naturalne” to wydarzenie. Płyta nieidealna, uwierająca, którą się przeżywa, z której się otrząsa. Przy której chce się dyskutować, którą chce się interpretować. O ilu jeszcze tak powiesz? Więcej o krążku przeczytasz TUTAJ.

1. Igorilla – „Byty subtelne”

Jerzy Nowosielski mógł być modny, ale z dzisiejszej perspektywy nie jest dla laika czytelny – to hybryda religii, abstrakcji, fetyszyzmu i filozofowania, również na płótnie. Rzucić na ten front rapera i klepacza bitów to jak prosić się o katastrofę. Ale Igorilla to nie jest tylko raper, a asz to nie jest klepacz bitów. Nikt tu obrazów nie opowiadał, nie podpisywał jak mema. To o tym, jak Nowosielski działa na twórców z dwóch różnych pokoleń, zestraja im dźwięk ze słowem, pośmiertnie podsuwając postaci, motywy, barwy, tekstury. Powstała muzyka równie eklektyczna – bo nowa fala, funk, dub, rap – co komunikatywna i przystępna. Dwóch gości na kanwie malarza stworzyło sobie bezpretensjonalne portfolio prezentujące imponujące spektrum ich możliwości. Taki punkt wyjścia jest w dychę, bo zabiera banał, dodaje cały wymiar interpretacyjny i zostawia w gestii słuchaczy, co sobie z tym zrobią. Sprytne, żywe, ze smakiem i na bardzo wiele powtórzeń. Wzór łączenia płaszczyzn na lata. Reportaż z oglądania wystawy Jerzego Nowosielskiego wspólnie z Igorillą TUTAJ.

Uzupełniona playlista towarzysząca obydwu częściom podsumowania epek poniżej, niestety bez Loot Eskapistów, którego na Spotify nie ma. Zamiast tego są dwa numery zwycięzcy. Na otwarcie tekstu wykorzystałem „Audytorium” Nowosielskiego, jeden z obrazów, którym inspirował się Igorilla.