Za metą. Najlepsze polskie rapowe płyty drugiej połowy 2022 roku
Mam wrażenie, że ostatnie sześć miesięcy zawiodło. Ile bym szacunku do opisywanych pozycji nie miał (za tę z pierwszego miejsca gotów byłbym się bić), to za dużo pośród nich kolejnych dobrych płyt dobrych raperów, za mało olśnień. Dlatego jest tu też trochę pozycji nierównych, za to umiejących zdziwić. Zmusić do myślenia i przewartościowań, przykuć uwagę, pozwolić coś poczuć – to dziś dla rapowych albumów naprawdę trudno osiągalne.
I jeszcze zanim zacznę – to są longplaye, artykułu o epkach i mixtape’ach należy się spodziewać w najbliższym czasie. Z kolei tekst o najlepszych albumach rapowych z pierwszej połowy 2022 znajduje się TUTAJ.
10. Young Igi, „Notatki z marginesu”
Najlepsza płyta rapowego głównego nurtu drugiej połowy 2022 r. Nie, nie ma na niej wiekopomnych tekstów i nie nauczy życia, bo też nie to było celem – Young Igiego rozliczać należy z przebojowości refrenu i skuteczności dobranych bitów, z mnogości patentów na wykorzystanie swojego głosu, z nadążania za tym, co dzieje się na świecie. To się sprawdza, bo nawet teraz, gdy omiatam wzrokiem listę utworów, mózg przywołuje melodie oraz nieprzypadkowe odniesienia. Entuzjazmu i witalności mamy po kokardę, słucha się tego tak, jak ogląda się niespecjalnie ambitny, za to dobrze zrobiony, wartki film akcji z elementami komediowymi. To nie jest igorowe opus magnum, przydałyby się jeszcze ze dwie „Małe krople” i kolejny „Icy Baby”, nie mam jednak wątpliwości – etos pracy nadal jest właściwy, kontrola jakości nadal działa.
9. Somp, „Nigdy za pięknie”
Zawsze przekonkretnie, nigdy przebojowo – tak definiuje się bydgoski raper Somp. Konkretny rzeczywiście jest, z pazurem właściwym ludziom czynnie zaangażowanym w graffiti. Ale nie wierzcie w ten brak przebojów, bo płyta proponuje również 2step, drum’n’bass, house i śpiewane refreny. Rap – przez swoją frazę i uliczne osadzenie z wyraźnym artystycznym rysem – może kojarzyć się z Żytem, jednak przemawia przez niego bogate, własne doświadczenie. „Nigdy za pięknie” nie jest idealne, mocno się zaczyna, bardzo dobrze kończy, przy tym trochę grzęźnie w środku. Jest za to unikalne.
8. Kopruch, „Życz mi słońca”
Ostrzegam, nie będzie łatwo. Prosto tę płytę wyszydzić, trudno w nią wsiąknąć. Raz gitara srogo zatnie, innym razem w ucho ukłuje ta postpsychorapowa maniera, która każe umieścić Koprucha między L.U.C a Kleszczem. Ale to nie tak, prędzej widziałbym go w 2022 r. gdzieś między Konarskim a Hansem, bo przekaz jest dla dorosłych, obywa się bez populizmów, samozadowolenia i klisz. Raper ze Świętochłowic ma kopalnię pomysłów, mruczany, lektorski flow i nie musisz się przy nim martwić, bo masz pewność, że robi to za ciebie, ba, za pół świata. Chyba pierwszy raz w życiu czuję się przez artystę hiphopowego kołczowany i jestem mu za to wdzięczny. Ważne, oryginalne i bardzo, bardzo ludzkie.
7. Amatowsky, „Pełnia”
Płyty producenckie? Cóż, to często bity, których nie udało się sprzedać, plus zwrotki za słabe, by nawinąć je u siebie. Amatowsky miał natomiast pomysł. Na własne brzmienie, wzięte z lat 90., opracowane za to tak, że nigdy nie czujemy się jak w gabinecie figur woskowych. Na album, nad którym będzie się unosić wywoływany co jakiś czas duch reżysera Andrzeja Kondratiuka. Jakość występów liczy się bardziej niż ksywki, goście mniej znani i wyciągani z niebytu odwdzięczają się poziomem oraz przygotowaniem. Ozdobą jest wspólny numer WCK, Masta Ace’a i Marka Pędziwiatra, niemniej zdecydowanie nie należy na nim poprzestać. Ryfa, AprAxjA, Biak czy Mały Esz z Procentem spisali się na medal. Nie tylko oni.
6. Bisz, „Ulisses”
Dekadę po przełomowym „Wilku Chodnikowym” bydgoszczanin nagrał album w sposób inteligentny i nieoczywisty haczący się o tamte nagrania. Krążek operuje na skrajnych wychyleniach. Z jednej strony jest klasycznie – zarówno w kwestii całego mitologicznego sztafażu, jak i definicji rapu jako uczciwego rzemiosła opartego na umiejętnościach. Z drugiej – jest tu sporo eksperymentujących produkcji, wychodzących dalej niż obowiązujący drillowy rytm, zaś sam Bisz przewrotnie zrzuca pomniki w błoto wulgaryzmów, prostych gier słownych. „Ulisses” bywa irytujący, bywa porywający, ale jeśli „flow ma wypełniać bit jak dusza wypełnia człowieka”, to z obu założeń udało się wywiązać.
5. HVNCWOTY, „HVNCWOTY”
Dlaczego Barto Katt, najbardziej nieszablonowy z polskich producentów, korzysta z cudzej produkcji? Ano dlatego, żeby dostrzeżono w nim typa, który nie traktuje swojego rapu jako kolejnego elementu podkładu, kolejnej ścieżki do zmiksowania, ale umie przełożyć swoją wrażliwość na słowo. Przejmująco wspomina, wywnętrza się, unikając banału w najtrudniejszych tematach, wymierza branży policzki. Soulpete, producent irytująco bezbłędny i z zacięciem do nobilitowania raperów niedocenianych, pozwala mu bowiem pokazać się z każdej strony. Bity raz prowadzą do sypialni, innym razem w chmurę dymu i otchłanie nostalgii, ale czasem po prostu na wojnę. Duet HVNCWOTY w pełni świadomie i bez kompromisów realizuje swoją wizję. [Pełna recenzja TUTAJ]
4. Pękaty x Smokin, „404 |2|”
Zatarła nam się granica między efektownym a efekciarskim. Szczekliwa buta mylona jest z prawdziwą, nieudawaną pewnością siebie, gra na tanie sentymenty odbierana jako emocjonalna szczerość. Wiara we własne przekonania zaczęła oznaczać potrzebę dyskredytowania cudzych. Na tym tle warszawiak Pękaty jest jak z innego świata. W życiu mąż i ojciec, w sercu buntownik, w rapie sportowiec z tych, co może kopią na orliku, lecz endorfin mają z tego więcej niż ci po stokroć przepłaceni na stadionach świata. Na świetnych bitach Smokina, właściciela ksywki, której po 2022 r. nie można już lekceważyć, wylewane są litry stylu. I nie ma wrażenia, że ktoś chce za bardzo, przeszacował bądź się odkleił. Zadanie ma być wykonane. [Pełna recenzja TUTAJ]
3. Hans x Folku, „8122”
Oj ten Hans. Nikt mu nie powiedział, żeby nie dotykać dokładnie tam, gdzie boli. Żeby nie pytać o to, na co łatwo się nie odpowiada. Mógłby ograniczyć wybujałe słownictwo, zaprzestać testowania tolerancji odbiorców, nie wikłać się w metafory i alegorie – to by się opłaciło. Więcej osób by usłyszało, jak sprawny technicznie i melodycznie jest to raper. Poznaniak jednak nie chce, a być może nawet nie umie. Na różnorodnych bitach Folka walczy więc o wolność słowa i niepoprawność polityczną, szermując przy tym flow i mnożąc koncepty. Bywa wisielczo, nieprzyjemnie i niewygodnie, choć bardziej rozwijająco będzie nie zgodzić się z Hansem, niż potakiwać mówiącym to, co tłum chce usłyszeć. [Co nieco o Hansie TUTAJ]
2. Lukasyno, „Syn wschodu”
Mieszkasz w zaprojektowanym przez siebie domu z żoną i dziećmi. Zamiast miasta słyszysz szczekanie swoich psów oraz dzikie zwierzęta. W zimowy wieczór zaparzasz zioła ze swojego ogrodu, wypacasz się w swojej bani. Kiedy jest trochę cieplej, palisz ognisko, kąpiesz się w rzece. Odnajdujesz więź z naturą i przodkami. To brzmi jak powieść albo sen mieszczucha, ale Lukasyno tak żyje i o tym rapuje. Nadal z żarem, już bez egzaltacji, sprawnie wplatając folkowe akcenty i gości (m.in. Włodi, Sarius, Hinol i Kasta). Kto spodziewa się sielanki, powinien wiedzieć, że Luka umie wrócić pamięcią do historii z białostockich Dziesięcin, na które nikt bez celu się nie zapuszczał. [Rozmowa o Lukasyno TUTAJ]
1. Inicjatywa, „Sklep z pamiątkami”
Gdyńska Inicjatywa single miała świetne. Ale album ma jeszcze lepszy, równiutki, z dobrą uliczną narracją, a jednocześnie warsztatową troską właściwą dla „prawdziwej szkoły”. Po godzinie masz wrażenie, że w każdej minucie była ta sama pasja i że raperzy jeszcze przez godzinę mieliby ci o czym opowiadać. Żadne bzdury, tu skopany szcza krwią przez tydzień, przechodzień dławi się smogiem ze spalonych śmieci, a nie pije się dlatego, żeby nie stracić pracy. Tu jest Polska, ludziom zdrowie degraduje cukrzyca, zaś życie zabierają banki, nie wyimaginowani gangsterzy. Moc słowa, moc bitu, plus zero skansenu, emocji odgrzewanych w mikrofali i krucjaty przeciw młodym. Bo – jak nawija jeden z dwóch raperów – Nie bolą mnie te skrrrrrt i autotune / tylko brak miłości w rapie do hip-hopu. Będzie w najbliższym czasie pisane więcej, bo to duża płyta, która zasługuje na mały esej.
ZESTAW 20 UTWORÓW Z OPISYWANYCH ALBUMÓW: