Dycha. Najlepsze rapy marca 23
Obędzie się bez primaaprilisowego żartu, bo sytuacja jest poważna. Scena nabiera wiosennego tempa i utworów tyle, co pacjentów na SORze. Może tylko prezentują się zdrowiej, przez co selekcja była trudna. W takiej sytuacji, wybierając dziesiątkę, nie chodzi już o poziom muzyczny, chodzi o gust i to, żeby się z tego wszystkiego dało ułożyć jakąś narrację.
Zaczynam od dwóch gości, którzy postawili na niewykalkulowaną, odświeżającą szczerość i wpuścili słuchaczy nie tyle do studia czy za kulisy, ile do swojego życia. Floral Bugs w „Kłamczuchu” to nie jest jedynie „ja kontra świat”, to również „ja kontra ja”, w trochę groteskowej odsłonie à la Slim Shady. Bawi, boli i krępuje. „Mały świat” Kuby Knapa zamyka się w haśle ważniejsze niż rap i ważniejsze niż ja. Żywe, niespieszne granie i słowa mądrości hodowanej w kaszubskim tipi.
Po popisach solistów czas na mistrzostwa w trójboju. CÓRY z Madą w „PO PROSTU” to jak kiedyś SiStars z Numerem, dzieje się tu nowosoulowa magia. „W czarnym fraku” to byłby hiphopowy numer spod igły Włodiego i Grubego Mielzkiego, ale w kawiarniany gwar The Returners jak tornado Fisz się wdarł. Paluch i Słoń sięgnęli po tych samych producentów, napisali celne, bezczelne, konfrontacyjne wersy, niemniej show ukradł Shellerini. Ksera kserują ksera, kłapiąc coś o innowacji / Co chwilę waląc, szpagat to już multitasking – punktuje. To nie saburrakap, Koza i Peepz są w celowniku, bo „nienawidzę”, drum’n’bass zilustrowany zapisem tracenia zmysłów w tych chorych okolicznościach, innowacją akurat tryska.
„S.E.N.” Młodego, „Trzy Minuty” Biaka z Qzynem, „Przez chodnikowe płyty” Tuwima z CutThem to mało bębna, za to dużo przenikliwego pisania, samo gęste. I od każdego z rapujących dostałbym coś więcej, bo tu nic pochopnie, wszystko oddolnie, a do tego Młody z Moo Latte, DJ-em Ure, Olafsaxxem knują duże, interdyscyplinarne przedsięwzięcie, o którym wkrótce na „Raptusie” więcej.
Na sam koniec bez słów, za to dla wszystkich malujących i z ich wydatnym udziałem. O „For All Bombers” Creona było pisane, ale to jest hiphopowe dziennikarstwo, obowiązki mam więc hiphopowca, a to niby elektronika, za to grubo hip-hopem podszyta. Ten numer dla malujących jest tym, czym „Ostatnia wieczerza” Nullizmatyka (i didżejów) była dla drapiących płyty.