Beat it #6. Amatowsky kontra 1988 i Piernikowski, Fidser, BOKUN, PLN.Beatz, L.U.C

W szóstej odsłonie raptusowego cyklu Beat It rządzi producent znany ze współpracy z donGURALesko, Sariusem i Weną (ale też zawsze gotowy stworzyć na własną rękę coś instrumentalnego albo wesprzeć zdolnych undergroundowców, takich jak Mada czy Prykson Fisk). Amatowsky to nie tylko podkłady, dał się poznać również jako kolekcjoner i aktywny – a do tego sprawny logicznie i językowo – komentator rapowego życia.

W grze jest od 2003 r. i choć jak nikt inny inspirowali go producencko Large Professor, Dilla (za album „Dilla Dawg” dostał od gremium Lech Polish Hip-hop Music Awards nominację w kategorii „instrumentalna płyta roku 2021”) oraz Alchemist, to nie chce być postrzegany jako niewolnik sentymentów i tradycjonalista. „Przenigdy nie stanę się gościem, który jest zamknięty tylko na jedno brzmienie” – zarzekał się w wywiadzie dla Red Bull Music. I dobrze się stało, bo w spadku od gościa poprzedniego odcinka Rafała Samborskiego dostał dość eklektyczną selekcję. Warto mieć na niego baczenie, bo za chwilę ruszać będzie preorder jego płyty „Pełnia”. Singiel znalazł się w blogowym zestawieniu najlepszych utworów sierpnia.

SYNY x Anika – Nie testuj białasa [prod. 1988 i Piernikowski]

Piernikowski i Etamski (później 1988) w abstrakcyjnym, posthiphopowym duecie, który wywołał ożywiającą ogólnobranżową dyskusję sięgającą ponad pytanie „Oni tak serio?”. „Nie testuj białasa” pochodzi z drugiej płyty, wydanego w 2018 r. „Snu”. Dudni i telepie się paranoicznie, a do tego nieregularnie. Uwaga na nieprzewidywalne dźwięki i zwroty akcji! (I na produkowaną przez 1988 płytę Brodki za niedługo).

AMATOWSKY: – Alchemist w jednym z wywiadów powiedział, że jeśli za dziecka miałeś rozwiniętą wyobraźnię, to w muzyce będziesz kierował się wysoce rozwiniętą kreatywnością. Swoje obrazy będziesz ubierał w dźwięki i tym samym będziesz przyciągał kompanów z równie wysokim poczuciem świeżości. 1988 jest właśnie takim „alchemikiem”, który w swoim laboratorium łączy składniki z idealną proporcją. Obaj Panowie musieli się spotkać. To było nieuniknione. Utwór „Nie testuj białasa” rozpoczyna sekwencja, którą z każdym taktem urozmaica inny dźwięk analogowego klawisza. Jest przestrzennie i minimalistycznie, a jednak w czterech minutach 1988 (podpisany jako autor bitu, pod produkcją figuruje również nazwisko Piernikowskiego – przyp. MF) nie pozwala się nam (z)nudzić. Delikatna perkusja o gliczowym charakterze nadaje rytm, który nie jest określony. Hi-haty na swingu rozwijają się w palecie synthów, które wprawiają mnie o niepokój w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a wokal Aniki w pierwszej minucie przepuszczony przez vocoder to smaczek, który mógłbym zapętlić. 1988 buduje nęcące napięcie, Piernikowski jest tego dzieła narratorem. Syny nieoczekiwanie zakończyli wspólną działalność, pozostawiając nam muzykę, która przetrwa długie dekady.

Wuzet x Ginger x Miły Atz x Fidser – Pierwsze skrzypce [prod. Fidser]

Grime to nie hip-hop, to dzieciak brytyjskiej muzyki garage, wnuczek jungle, rapu i dancehallu. Zna się na nim w Polsce niewielu, tym bardziej idące w stronę produkcji Fidsera komplementy, że brzmi jak z Wysp, znaczą dużo. Ale też krakowski producent, dekadę temu debiutujący płytą w Concrete Cut, bez kompleksów skacze od future bassu do footworku, drillu, postdubstepu i glitch-hopu. Ten eklektyzm i biegłosć w basowej muzyce w „Pierwszych skrzypcach” słychać. Wcale nie słychać, że kawałek ma ponad sześć lat.

AMATOWSKY: – Nie jestem biegły w grimie i z pewnością nie przeprowadzę gatunkowej ekspertyzy, ale podkład Fidsera gra tu pierwsze skrzypce. Dynamika i zabawa panoramą na/w bicie robi tu robotę. Dzieje się naprawdę sporo. Spod głównej sekwencji wynurza się wiele ciekawych dźwięków, one-shotów. Hi-haty nakręcają gęsto rytmikę, clapy trzymają energiczny track w ryzach. A bas? Bas, człowieku, kopie po mordzie. Na dokładkę refren, który natychmiast skojarzyłem z house’owym/trance’owym wokalem używanym w latach 90. Fidser zainteresował mnie swoją twórczością na tyle, że w te pędy namierzyłem jego Soundcloud i Spotify.

BOKUN – Coś [prod. BOKUN]

Bokun jest z Drawna. Rapował z Quebo, w Popkiller Młode Wilki i jako koncertowe wsparcie Łony. Jako producent od wodzirejskiego disco-funku dotarł do introwertycznej, bardziej złożonej elektroniki, specjalizacji w karnawale na smutno. I to nie koniec poszukiwań, można być pewnym, że brzmienie „Coś” z wydanej nakładem Asfalt Records płyty „Piliada” (2020) to tylko etap. Na pewno ciekawy, rzadko taki puls wiąże się z takimi emocjami.

AMATOWSKY: – Raper/producent to dla mnie od zawsze tekstowo i muzycznie ciekawy splot. Na uwagę w tej produkcji zasługuje dynamika. Utwór wpisuje się idealnie pod festiwalowy mood z grą świateł i tłumem klaszczących ludzi. Stopa lekko mnie irytuje, ratuje ją jednak to, że urywa się tam, gdzie (po)trzeba, lub przykryta jest nieco filtrem, by tuż przed samym refrenem uderzyć z nową siłą. Aranżacja mocno przewidywalna, uważam to za atut. Bardzo przyjemny ambientowy lead, potraktowany przysłoną, dodaje fajnego brudu. Całość podbita pojedynczymi akordami, które pięknie budują napięcie. Podoba mi się motyw „ciętego sampla” w glitchowym stylu, który kończy utwór. Chętnie sprawdzę inne rzeczy od Bokuna dla samej produkcji.

Borixon – Nic [prod. PLN.Beatz]

PLN.Beatz (widoczny na wziętym z oficjalnego profilu FB zdjęciu otwierającym) to czołówka kieleckiej produkcji. Od dekady dostarcza to, czego chcecie: trapu, cloudu, hip-hopu, bass music. Działał m.in. z Żabsonem, Wuzetem, KęKę, Kazem Bałagane, Kubanem, Małolatem, ale to Borixon wydaje się jego najważniejszym klientem. Współpraca trwa od „New Bad life” do tej pory i nic dziwnego, że to PLN stoi za przestrzennym „Nic”, jednym z najważniejszych i najbardziej osobistych borixonowych singli, kandydatem do rapowego numeru 2018 r.

AMATOWSKY: – O ile PLN.Beatz przywołuje mi na myśl utwór „Smutek” nagrany w absolutnie idealnym połączeniu z KęKę, o tyle w produkcji u Borixona osobiście nie zagrało mi „Nic”. Prawie nic. Choir synthy przejadły mi się już dawno. Zbyt często je napotykam w produkcjach. Zdecydowanie brakuje mi tutaj zabawy akordami. Synth lead powtarzany z premedytacją nie tylko na starcie brzmi jak przepis na bit za 20 dolców, rodem z platformy Beatstars. Zazdraszczam natomiast poprowadzonej tu linii basu. Lubię taki pulsujący sound, którego sam nie praktykuję bo wciąż nie odkryłem jego odpowiedniej formy. Gdybym dodał coś więcej, reszta była(by) zwykłym kłamstwem.

L.U.C. x Natalia Grosiak – Sen

Zielonogórski artysta zapowiadał się w Kanale Audytywnym na przedstawiciela nowej fali psycho rapu i trip-hopu, ale doszedł dalej, do przygotowywanych z rozmachem widowisk multimedialnych, nagradzanych słuchowisk konceptualnych, działań interdyscyplinarnych, również międzynarodowych. Gość wykorzysta beat box, sample, orkiestrę, cały elektroniczny arsenał i śpiewających aktorów. „Sen” jest z 2006 r., z płyty pod tytułem, który wiele mówi o Rostkowskim: „Haelucenogenoklektyzm. Przypowieść o zagubieniu w czasoprzestrzeni”.

AMATOWSKY: – O Łukaszu Rostkowskim mówiono w środowisku hiphopowym wiele. Szkoda, że nie zawsze za sprawą Kanału Audytywnego. Utwór „Sen” podąża zdecydowanie w stronę nu jazzu. Delikatność tej produkcji to niemały atut, a za sprawą fenomenalnego wokalu Natalii Grosiak wodzi na myśl spektakl operowy. Przed oczyma natomiast mam slajdy z filmów Tima Burtona, nęcące i nieco surrealistyczne. Skrzypce unoszą wysoko, kołysząc swobodnie. Trąbka jest niczym alabastrowe rzeźby. Brzmienie żywych instrumentów doceniam mocno. Nader przychylnie odbieram ten dobrze zaaranżowany numer, jak i całą twórczość L.U.C.’a. Bo kto nie chciałby współpracować z uznanymi muzykami jazzowymi, takimi jak Michał Urbaniak czy Leszek Możdżer?