Beat it #7. EsDwa kontra Rane, Barto Katt, SoDrumatic, Robert Dziedowicz i Madlib

Na szersze wody Szymon EsDwa Kubas wypłynął jeszcze w 2004 r., produkując i gościnnie rapując u Te-Trisa na epce „Naturalnie”. Jako artysta robił swoje, pojawiał się tu i ówdzie (m.in. Metro, Patr00, Jimson, Cira czy ostatnio Pstykidd), ale bardziej znany jest jako dźwiękowiec (studyjny, filmowy i teatralny), DJ i radiowiec.

Współtworzona przez niego Audycja HiphOpera w Radiu Białystok to był klasyk, rzecz tej miary co wciąż będące w eterze szczecińskie WuDoo. EsDwa spędził tam 14 lat z 18 (2004-18), a od 2021 r. na falach Radia Akadera prezentuje w „Czarnych rzeczachgroove’iasty funk, jazz, soul i hip hop (…) wykopane przez siebie perełki – zarówno ze starych, trzeszczących wosków, jak i z zakątków serwisów streamingowych. Do tego świetnie pisze, o czym przekonałem się po raz wtóry, oddając w jego ręce selekcję gościa poprzedniego odcinkaAmatowsky’ego.

Inicjatywa x Pióro – Stan umysłu [prod. Rane]

Nie ma mowy o polskim rapie, jeśli pominiesz Gdynię. Tak jak kiedyś z miastem kojarzono zwykle tylko Analogię, tak teraz jest to bardzo różnorodny front, m.in. Szczyl, Young Igi, Belmondo, Undadasea, wreszcie zrzeszeni w labelu R1 panowie z Inicjatywy i Pióro. Bit do „Stanu umysłu” (a także miks, mastering i klip do kawałka) zrobił członek wspomnianej przed chwilą grupy. To tylko hip-hop i aż hip-hop, płynący, z mocnym bębnem i samplem wokalnym. A, wypatrujcie nowej Inicjatywy. Jak polecają się sami twórcy: 18 numerów na trackliście. 4 bonus tracki. Prawie 70 minut muzyki.

ESDWA: Od pierwszych taktów jest do bólu klasycznie, sympatycznie i… ładnie. Nie wiem tylko, czy „ładnie” nie jest w tym przypadku określeniem pejoratywnym – przecież brak brudu, szorstkości i nadmierne wymuskanie to nie zawsze pożądane elementy w (post) boom bapie. No ale to, że muzyka może być oparta na pozytywnych, słodkich wręcz samplach – nie znaczy, że nie zostanie „pobrudzona” przez rap.

Słyszeliśmy już ten beat tysiące razy – szczególnie w połowie pierwszej dekady XXI w. – to jest powrót do klasycznych już produkcji 9th Wondera, później Statik Selektah i całego tego, dość mocnego w tamtym okresie nurtu. Wiemy więc z miejsca, że aranż będzie opierał się na pojedynczych wyciszeniach ścieżek bębnów, dodaniu ozdobników w cytowanym (oczywiście) refrenie – i w zasadzie tyle, zero zaskoczeń. Nie jest to wada, rozumiem, że dokładnie tak miało być – taka konwencja, taki podgatunek – i żadna z jego niepisanych zasad nie została w najmniejszy sposób przełamana. Może miks mógłby jedynie z lekka nawiązywać bardziej do tego schematu – przydałoby się więc „zepsucie” sampla, trochę mniej kompresji na wokalu, więcej brudu – ot, żeby było jeszcze bardziej rasowo. Poza tym wszystko gra jak trzeba – pozostaje kwestia, jak MCs się do tego przykleją. Koniec końców – beat bardzo dobry, ale jeśli raperzy nie podołają – wolę skrojoną do 120 sekund wersję instrumentalną, wystarczy.

Nawaj x Barto Katt – Duże Rzeczy [prod. Barto Katt]

Barto Katt szefuje wydawnictwu Bump’12, ambonie, której poświęcałem na tym blogu sporo miejsca. Z dźwiękiem umie zrobić wszystko, ze słowem i grafiką sporo, ale to przede wszystkim producent. Raz do bólu klasyczny, samplowany i lo-fi, innym razem niemal w elektronicznej awangardzie, biada tym usiłującym go szufladkować. Akurat w przypadku „Dużych rzeczy” (gościnnie SYDOZ, Prykson Fisk i DJ Laik) jego muzyka jest esencjonalna, ciężka, z amerykańskim wyczuciem, ale też własnym piętnem.

ESDWA: Dokładnie o tym mówiłem przy okazji poprzedniego kawałka – tu jest właśnie RASOWO. Klasycznie, ale przy większym przywiązaniu do kwestii nie tylko cięcia sampla i bębnów – ale także ich obróbki i sound designu. Czuć więc przepalone styki bitmaszyny (nawet jeśli to imitujące je wtyczki vst; software’owych emulacji mamy dziś zatrzęsienie), słychać rezonans (szczególnie na hihatach), jest z lekka niechlujnie, tak jakby zabrakło możliwości dopięcia wszystkiego do perfekcji – a przecież tak być nie mogło, przypominam, że mamy 2022 r. Wszelkie filtry i VHS’owe brudy mają więc swoje uzasadnienie także w kwestii wizualnej – na klipie. Nie tyle przenoszą nas w czasie, ile współtworzą nową estetykę – new retro, bo przecież nikt mi nie wmówi, że to zaginiony track z przełomu wieków. To całkiem nowy gatunek dinozaura, a przedstawiciel bardziej niż udany.

Aranż, podobnie jak u Inicjatywy, nie zaskakuje, ale dzieje się nieco więcej – tu lowpass na samplu, tam wchodzi jakaś dodatkowa próbka z dodanym delayem. Cuty są wartością dodaną, nie stricte refrenem, pełnią funkcję mostka. Świetnie, że po polsku, nie burzą immersji i – co dla mnie bardzo ważne – nie jest to kolejna generyczna sklejka prosto z pierwszej lepszej płyty z bitewnymi breakami. DJ Laik – czy ktokolwiek, kto je dobierał – postarał się, żeby był tam jakiś sens, nie tylko kolejne Cut Like A Guillotine. Mógłbym podsumować kawałek zdaniem, że wszystko brzmi… źle. Więc dokładnie tak jak powinno. Barto Katt wie, co robi.

Deys x Laikike1 – Iloczyn kroków [prod. SoDrumatic]

Współpraca z Mesem, VNM-em i Paluchem nakazywała postrzegać SoDrumatika jako filar brzmienia nowej szkoły polskiego rapu. Ale ten wyjątkowo zdolny samouk, w swoim czasie wymieniany jednym tchem z Matheo i Szogunem, nie ma jedynie elektronicznych ciągotek. Dla Deysa z Laikike1’em miał pod koniec 2013 r. dobry riff, trochę błota i trochę łoskotu.

ESDWA: Kolejna klasyczna produkcja, kolejny bit oparty na samplu i tłukących bębnach. Które to, tak à propos, są w tym zestawieniu najbardziej nieoczywiste w kwestii samego programowania i groove’u. Zresztą sampel także pocięty jest świetnie, współgra z perkusjami, ma odpowiednią (co w tym wypadku znaczy także, że nie nadmiernie absorbującą) melodię, a wszystko razem jedzie nieustannie do przodu. Dokładnie tak, jak jechać powinno.

SoDrumatic, który w aranże umie bardzo dobrze, ewidentnie nie czuł tu potrzeby kombinowania, oddając pole do popisu raperom. I dobrze, bo w przypadku takiego Laika wiadomo przecież było, żeby nie kraść mu wersów, odciągając uwagę od rapu nadmiernie rozbudowanym instrumentarium. Szczerze – spodziewałem się, że coś więcej „zadzieje się” pomiędzy zwrotkami albo już po nich; to oczywiście ze względu na samego producenta. Tak jakbym z założenia „wymagał” od SoDrumatika na tym polu nieco więcej. A przecież czemu miałbym? Zrobił swoje świetnie – i tyle, case closed.

Gedz – Labirynt [prod. Robert Dziedowicz]

Gedz jest w Polsce zawsze krok przed innymi. I jeśli chce się złowić ciekawego producenta, wystarczy zarzucić wędkę w jego pobliżu, bo takimi właśnie się otacza. Robert Dziedowicz ze Sztumu to bardzo dobry przykład. „Labirynt” ma swoją dramaturgię, jest koronkowo aranżowany, kluczowy pozostaje jednak klimat podkładu. Utwór znajdziecie na płycie „Ameba” (2016), gdzie Robert dostarczył w sumie pięć bitów, choć warto pamiętać, że współpracował z Gedziulą zarówno wcześniej („NNJL” z 2014 r.), jak i później („Bohema” z 2019).

ESDWA: Oho, zmieniamy w zasadzie gatunek muzyczny. Co za tym idzie, zmienia się też analiza, ocena i probierze. To, co mogło stanowić o wartości trzech poprzednich produkcji, tu może być przecież wadą – lub nawet nie mieć w ogóle znaczenia. Emocje wywołać mają czynniki inne niż to, czy beat crusher na ścieżce bębnów jest odpowiednio mocno wykręcony. Przy tak krótkich próbkach bębnów ma to zresztą mniejsze znaczenie, a w tym świecie jedyny przester, jaki się naprawdę liczy, to ten na sub basie (potocznie zwanym 808 – co wcale nie znaczy, że jest faktycznie wygenerowany przez legendarną maszynę Rolanda). No i groove hihatów, melodie (głównie) wokalu i efekty na tymże. Elegancki, modny minimalizm, który cechuje lwią część produkcji głównego nurtu – zaliczony; wokal ma więc odpowiednio dużą przestrzeń na wszelkie szaleństwa w kreowaniu jego brzmienia, głębi, wszelkich pogłosów i delai. Wszystko jest tu syntetyczne, nie wyłapałem organicznych sampli, niespecjalnie są tu zresztą potrzebne. Być może delikatne próbki wokalne, oczywiście umiejętnie użyte, ubarwiłyby nieco całość. A być może Dziedowicz sprawdził, jak takowe siedzą w miksie i okazało się, że więcej by napsuły? Tak czy inaczej, sam aranż nie nudzi.

Schowana, nieco przytłumiona melodia przewodniego syntezatora jest – jakby to ująć – szalona w granicach rozsądku. Podobnie 808. Podobnie bębny. Podobnie hihaty. Słowem – wszystko jest dość zachowawcze, nic też nie wybija się w miksie. Bezpiecznie, bardzo też generycznie, na pewno nic ciekawego dla słuchacza szukającego eksperymentów w samej muzyce. To raper/wokalista ma za zadanie się wykazać — i pewnie to zrobi, jeśli beat będzie z nim odpowiednio rezonować. Bo brzmienie się sprawdzi, przetestowano je już przecież na 368 mld myszoskoczków i rozwielitek. Wszystkie ucierpiały, ale z czasem przywykły. A i ja wraz z nimi.

Madvillain – Fancy Clown [prod. Madlib]

Madliba przedstawiać nie wypada, nie pierwszy (i zapewne nie ostatni) raz jest w cyklu Beat It. Wiadomo, że trochę geniusz, trochę szarlatan, nieujarzmiony jazzman zaszyty w skórze producenta, który jakimś cudem z trudną, nieregularną, wiecznie niedokończoną muzyką przebił się do szerzej świadomości, bo przecież Erykah Badu, Kanye West, De La Soul, Raekwon czy Ghostface to legendy, żadni tam undergroundowi ekscentrycy. Jednym z dzieł życia Kalifornijczyka jest stworzony z nieżyjącym już MF Doomem projekt Madvillain (2004). To w jego ramach powstało „Fancy Clown”, produkcja z cyklu „pięknie płynie, dziwnie dudni”.

ESDWA: Cholera, jaki piękny sampel. I jak dobrze brzmi. Madlib pokusił się nawet, by spędzić te dwie, często nadprogramowe (jak dla niego) minuty i zaprogramował JAKIEŚ bębny. Oczywiście odpowiednio schowane i przytłumione. Nad basem też nie ma co za dużo się rozwodzić – zapewne wyciągnięty z sampla i oddzielnie odfiltrowany (przez inżyniera od miksu; Otis nie zajmuje się takimi głupotami), żeby można go było wpuścić niezależnie w aranżu. Do tego bardzo ładnie podbity – wali mocno.

Tylko ta stopa – no zupełnie nie dla mnie. Oczywiście jest potrzebna, ale brzmienie samej próbki, szczególnie jej „click”, mi się po prostu nie podoba. Fakt, dobrze koresponduje z werblem i rolę swoją odgrywa, ale nie dość, że brzmieniowo mnie irytuje, to lekkie przesunięcie jej swingu niekoniecznie wystarczy, żeby wszystko „grooviło” jak trzeba. Jeśli jednak tak strasznie się czepiam – dlaczego cały czas bujam głową?

Na zdjęciu otwierającym publikację znajduje się SoDrumatic. Zdjęcie pochodzi z jego oficjalnego fanpage’a na Facebooku.