Drzewucki: Benny i Conway są autorami najlepszych płyt ubiegłego roku
Pamiętacie, jak po 2021 o swoich podsumowaniach roku w amerykańskim rapie opowiedzieli Maciej „Chojny” Chojnacki (Streamujcie Zagraniczne Rap Płyty) i Igor „Offcheck” Przybylski (Brak Kultury)? Wyszło to na tyle fajnie, że zamierzam trzymać się tej formy. Tym razem oddaję głos soliście: Adamowi Drzewuckiemu, dziennikarzowi „Noise Magazine”. Magazyn ma profil zgodny z nazwą, niemniej pośród gitarowego i elektronicznego hałasu znajduje się trochę miejsca na rap, głównie alternatywny. W redakcyjnym top 40 2022 znalazł się Denzel Curry (38. miejsce) i billy woods (32. miejsce). Polskim twórcom muzyki miejskiej poszło w noise’owych głosowaniach jeszcze lepiej, ale to już temat na inny tekst.
Sam Adam gust ma bardziej tradycyjny, o czym przekonacie się już z jego zestawienia, przygotowanej przez niego playlisty (obie rzeczy pod tekstem) i z poniższej rozmowy świadczącej o tym, że Griselda umie nadal ugryźć, zaś weteranów nie należy spisywać na straty.
W swoim podsumowaniu na dwóch pierwszych miejscach masz reprezentantów Griseldy. To w twoim odczuciu dowód na to, że to aż tak niewiarygodnie mocna ekipa, by kolejny rok okupować szczyty podsumowań, czy może raczej 2022 był w amerykańskim rapie mało spektakularny?
ADAM DRZEWUCKI: Zdecydowanie ta pierwsza odpowiedź. Jestem zafascynowany płytami ukazującymi się w obozie Griseldy i z uwagą śledzę każde ich wydawnictwo, ponieważ to, co robią, perfekcyjnie trafia w moje gusta ukształtowane rapem lat 90. Benny the Butcher od momentu ukazania się „Tana Talk 3” (2018) jest moim ulubionym żyjącym nawijaczem i choć „Burden of Proof” (2020) było bardziej przebojowe dzięki produkcjom Hit-Boya, zeszłoroczna „Tana Talk 4” to płyta wypełniona hip-hopem, jaki kocham. Ulicznym, twardym, a jednocześnie błyskotliwym i pełnym zapadających w pamięć linijek. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku Benny zadebiutuje w końcu w barwach Def Jam i już nie mogę się tego doczekać.
Conway The Machine dostarczył krążek w podobnej poetyce co Benny. Także skorzystał z usług Daringera oraz Alchemista w kwestii bitów. Jego rap jest wypełniony tak autentycznym, egzystencjonalnym bólem, że nie potrafię nie zachwycać się jego tekstami. „God Don’t Make Mistakes” jest jeszcze lepsza niż świetna „From King to a God” (2020) i wierzę, że Conway ma jeszcze sporo do powiedzenia. 2022 rok nie był słaby dla amerykańskiego rapu. Wręcz przeciwnie, był bardzo udany. Świetnych wydawnictw było od groma. Po prostu moim zdaniem Benny i Conway są autorami najlepszych płyt ubiegłego roku.
Czym podyktowany jest brak Kendricka Lamara na twojej liście, jak również pośród towarzyszącej jej rekomendacjom? To przekora wobec kolejnego miliarda wyświetleń, nominacji i bardzo pozytywnych recenzji, czy naprawdę uważasz, że 45-letni Vinnie Paz albo wiecznie niszowy Philmore Greene nagrali lepsze krążki od „Mr. Morale & the Big Steppers”?
Pewnie ci się narażę, choć wcale nie liczę na zrozumienie. Nie jestem zwolennikiem talentu Kendricka. Oczywiście doceniam jego oryginalny styl i niezaprzeczalny kunszt. Powiem więcej. Takie kawałki jak „Swimming Pools” oraz „DNA” uważam za wybitne. Chętnie do nich wracam, ale nie jestem w stanie słuchać płyt Lamara w całości. Do „Mr. Morale & the Big Steppers” miałem kilka podejść i za każdym razem się poddawałem, mimo że naprawdę chciałem się zachwycić. Na papierze powinienem być jego szalikowcem, bo z reguły raperzy z Compton działają na mnie jak magnes.
Vinnie Paz, choć nagrał już mnóstwo płyt, solo czy z innym ekipami, trafia do mnie swoim ultraszorstkim i brudnym rapem. Należy do weteranów, ale nie do tych wypalonych i odcinających kupony. Mam poczucie, że facet nadal ma coś do udowodnienia. Jestem przekonany, że „Tortured in the Name of God’s Unconditional Love„ to jedna z jego najlepszych płyt. Jest niezwykle spójna, mroczna i wkręcająca się. W przypadku Philmore Greene’a nie mam żadnych wątpliwości, że „Cost of Living„ to najlepsze wydawnictwo rapera z Chicago, choć jak słusznie sugerujesz, facet o uwagę walczy od dłuższego czasu. Na albumie znalazłem masę celnych, ujmujących linijek, a doskonałe bity Apollo Browna pasują do nich jak Guru do DJ-a Premiera. Jakość „Cost of Living„ jest dla mnie największym rapowym zaskoczeniem 2022 r.
Prześledziłem zbiorcze podsumowanie „Noise Magazine”. Nie nasłuchałeś się od kolegów, że billy’ego woodsa nie ma u ciebie w ogóle, a Denzel Curry skończył w polecankach pod właściwą listą? Jak myślisz, skąd ten rozbrat w gustach?
„Aethiopes” billy’ego woodsa na pewno doceniam, choć wygląda na to, że nie zrobiła na mnie tak piorunującego wrażenia jak na kolegach po piórze. Atmosferę ma świetną – nie będę tego podważał. Lubię jednak rap na mocnych, wyraźnych bębnach, a nowojorczyk akurat woli mniej dosadne, lżejsze produkcje. Druga sprawa, że nawija w taki sposób, że właściwie nie łapię, co stara się mi przekazać. Być może musiałbym po prostu doczytać i bardziej się przyjrzeć jego wersom. Z pewnością z dużym zainteresowaniem posłucham kolejnej jego płyty. Może wtedy mnie kupi w stu procentach.
Bardzo lubię Denzela Curry i uważam go za ogromny talent, ale pewne rozczarowanie „Melt My Eyez See Your Future„ upatruję w tym, że poprzednia płyta „Zuu” (2019) była dla mnie po prostu lepsza i spodziewałem się, niepotrzebnie, jej bezpośredniej kontynuacji. Znalazłem mniej przebojów, mniej bangerów. Słuchanie sprawiło mi przyjemność, ale nie wracałem do niej tak nałogowo jak do wspomnianej „Zuu”.
Czy od czasu zamknięcia swojego podsumowania dotarłeś do czegoś, co byś chciał dorzucić do puli?
Listę podsumowującą rapowy 2022 r. robiłem na początku grudnia, więc siłą rzeczy pominąłem płyty, które ukazały się w ostatnich tygodniach minionych 12 miesięcy. Chyba najbardziej interesującą z nich jest współpraca Ice Cube’a, Snoop Dogga, E-40 oraz Too $horta pod nazwą Mount Westmore. Zrobili album na miarę swoich legend, wypełniony po brzegi znakomitym rapem i kilkoma superstrzałami, jak „How Many”, „Have a Nice Day” czy „Free Game„. Wskrzesili ducha Westside Connection i Dogg Pound, bo to wybitnie westcoastowy krążek, na którym g-funk miesza się ze współczesnymi brzmieniami.
Z płyt, które przegapiłem, chcę wymienić „The Realness II”. Cormega wrócił po ośmiu latach milczenia. Dziś jest raperem zapomnianym, a dla młodszych słuchaczy pewnie nieznanym. Był jednak taki moment, na początku wieku, że jego ksywkę wymieniano jednym tchem obok Jaya-Z, Nasa czy Prodigy’ego. Być może najlepsze lata twórczości ma już za sobą, ale gdy taki weteran łapie za mikrofon, zawsze chętnie słucham. Przygotowując listę, umknął mi także Snak the Ripper i jego „Let It Rip”. Kanadyjczykowi przyglądam się od dłuższego czasu i uważam go za ciekawy głos. Potrafi plastycznie kreować obrazy słowem. Jest w tym naprawdę dobry, a jego linijki często mają dużą moc.
Którym z uwzględnionych przez ciebie artystów wróżysz świetlaną przyszłość?
Uwielbiam dojrzałych raperów z bagażem doświadczeń i opasłą dyskografią, ale do młodych i niepokornych należy przyszłość. Pod tym względem najgorętszą nazwą mojej topki są Coast Contra. Mają na koncie dopiero jeden album „Apt. 505” i spodziewam się, że kolejny będzie przynajmniej równie udany. Polecam ich obserwować. Fivio Foreign i Cordae już są szalenie popularni, ale biorąc pod uwagę stosunkowo młody wiek i nieduży dorobek, zakładam, że bardzo wiele jeszcze przed nimi. Rozpoznawalność mają już ogromną, pozostaje czekać na kolejne równie udane płyty co „B.I.B.L.E.” oraz „From a Birds Eye View”.
TOP 12 ADAMA DRZEWUCKIEGO:
12. Coast Contra „Apt. 505”
11. Boldy James „Killing Nothing”
10. Cordae „From a Birds Eye View”
9. Fivio Foreign „B.I.B.L.E”
8. Freddie Gibbs „$Oul $Old $Eparately”
7. Hush & Bobby J From Rockaway „7182313”
6 .Vinnie Paz „Tortured in the Name of God’s Unconditional Love”
5. Philmore Greene & Apollo Brown „Cost of Living”
4. Dave East „Hdigh”
3. Pusha T „It’s Almost Dry”
2. Conway The Machine „God Don’t Make Mistakes”
1. Benny The Butcher „Tana Talk 4”